Laura Marano
Właśnie wychodziłam ze szkoły kiedy dopadł mnie Lynch,
chwycił za dłoń po czym zaczął biec, do końca nie wiedziałam o co chodzi. Może
o tą całą Hayler. Nie miałam ochoty wiedzieć czy ją dopadł przeleciał
czy są parą i wgl co on robi szarpnęłam dłoń i stanęłam w miejscu zapierając
się nogami by mnie nie pociągnął. Ale on nic nie powiedział uciszył mnie kładąc
dłoń na mojej buzi po czym pokazał mi dziwną sytuację. Vanessa w ramionach
Ricka. Że co?!. Odsunęłam się od niego by spojrzeć na nich z bliska. Oni byli
tak blisko siebie?, że co proszę od kiedy?, to jakieś jaja czy co?. Zaczęli rozmawiać ale my nic kompletnie nie słyszeliśmy i to mnie denerwowało.
Rozmawiali już trochę i chciałam powiedzieć Lynchowi że odchodzę kiedy Rick
nagle klęknął na jedno kolano.
-Co on robi? * zapytałam się ale chyba bardziej siebie niż
blondyna stojącego obok mnie.
-On o coś prosi Vanesse * odparł zdziwiony
-Czy wy Lynche zawsze się tak zachowujecie przy ładnych
dziewczynach?
-Tylko przy tych ślicznych * puścił mi oczko a ja prychłam,
bo w końcu Vanessa i Rick ruszyli do miejscowego kina.
-Idą na randkę? * zapytałam też jakby siebie a nie jego, ale
on i tak musiał odpowiedzieć.
-Widziałem że już w szkole o czymś dyskutują tylko nie
miałem pojęcia o czym.
-oni się umawiają?, fu… * odparła na co Lynch spojrzał na
mnie jak na największe zło wcielone na tym świecie.
-Czy możesz zacząć wierzyć w przeznaczenie? * zapytał ja
zaśmiałam się wprost w niego.
-Ja i przeznaczenie chłopie uwierzę jak mnie trafi, a to się
nie wydarzy bo nie istnieje * Bacznie mnie obserwował lecz nic z tym nie
zrobił. Rick i Vanessa ruszyli wiec trzeba było iść za nimi.* a pro po nie masz
co robić?, miałeś się wziąć za Hayley a nie śledzić brata.
-Ale to kompletnie nie jest w jego stylu. * Spojrzałam na
wielki plakat przed kinem * No bez jaj oni idą na kreskówkę.
-Skąd wiesz?
-Po pierwsze potrafię czytać ze zrozumieniem a po drugie*
Chwyciłam go za głowę po czym pokierowałam nią w stronę plakatu * Potrafię
czytać.
,,Hotel Transylwania 1 - 16:00 - 18:00
Hotel Transylwania 2 18:15 – 20:20
Hotel Transylwania 3 20:40 – 22:40’’
-Aha to zmienia postać rzeczy.
-Chyba Bóg Cię opuścił bym poszła na to do kina jeszcze nie
jestem szalona * odparłam kładąc jedną dłoń na drugą. Vanessa wraz z Rickiem
weszli do środka.
-No to wybacz ale dzisiaj zrobisz to pójdziesz na kreskówek.
-Tobie się naprawdę nudzi jeśli myślisz…Ej! * nagle
znalazłam się w powietrzu wisiałam do góry nogami i nie mogłam się uwolnić. Na
pewno wyglądaliśmy komicznie kiedy Ross kupował bilety na cały seans ze mną na
rękach po czym wypuścił mnie, ale to słowo nie oznacza wolności bo zaraz złapał
za rękę i dosłownie wepchnął do kina.
-JESTEŚ CHORY PSYCHICZNIE JEŚLI SĄDZISZ ŻE NIE UCIEKNĘ!
-ZOSTANIESZ Z MNĄ DO KOŃCA I NIC NIE ZMIENI TWOJA NIE CHĘĆ.
-JESTEŚ DEBILEM IDIOTĄ NAJWIĘKSZĄ POMYŁKA W TYM… *nie dokończyłam bo ujął delikatnie moją twarz w swoje palce po czym delikatnie musnął usta, wyrywałam się chciałam żeby się odpieprzył ale to nie dawało rady, aż poddałam się i odwzajemniłam pocałunek.
Nie powiem ale
uciszył mnie, kiedy odsunęliśmy się od siebie nic się nie odezwałam po pierwsze
byłam wykurzona po drugie to co zrobił było dla mnie chore. Zdecydowanie chore.
Nagle przypomniałam sobie o Joeym.
-Coś nie tak?
-Tak, jesteś chory psychicznie ale chyba sam to wiesz?
-Czy mogła byś zamknąć tą buzie?, prawię Rick nas rozpoznał.
-Jasne
-A co myślisz że pocałowałem Cię bo tego chciałem?
-A myślisz że odwzajemniłam pocałunek bo coś dla mnie
znaczył? * jeśli gasimy się nawzajem to nie pozwolę mu myśleć inaczej.
-Przymknij się i oglądaj film może to być ostatni jaki ze mną
obejrzysz. * Odparł a ja prychłam. Wyciągnęłam z torebki tel po czym napisałam
do Joego.
,,Cześć, przepraszam coś mi wypadło, może umówimy się
następnym weekend? ‘’
-Wątpię by było Ci tak naprawdę przykro z tego powodu?
-Dlaczego?, ten facet to mój przyszły maż. Wkrótce będziemy
razem.
-Jasne w Twoich snach, to pewnie tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz