wtorek, 2 marca 2021

Rozdział 7 ,,Laura Mario Marano jesteś mądrą dziewczyną i jestem pewny tego że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego że im bardziej mnie od siebie odpychasz tym bardziej Ciebie pragnę. '' By Ross Lynch

 W poprzednim rozdziale :



-E…Piosenka Joey, możesz mieć każdą a ty chcesz naszą Laluni * odparła moja przyjaciółka a ja pomyślałam że padnę. W tej samej chwili podeszli do nas dwaj blondyni.



-A to Tobie Laura nie mówiła? * zaczął Ross. Co on wymyślił. * Laura śpiewa ze mną piosenkę pod warunkiem że napiszę ją ze mną. * Spojrzałam na niego spod łba ty gnoju. Spojrzałam na niego mając w oczach ogromną wrogość, mam nadzieje że odczytał ją z moich oczu.



-Tak, tak zapomniałam. Widzimy się dzisiaj po lekcjach tak? U CIEBIE… *odparłam wrednie jak tylko mogłam w tej chwili.



-Ehm a no rozumiem, ok to może innym razem * odparł Joey a mnie zrobiło się smutno, właśnie zraniłam serduszko największego bohatera tragicznego tego roczniku.



-JAJA SOBIE ZE MNIE ROBISZ!!! * Krzyknęłam na blondyna przez co drugi blondyn i bruneta nie co od nas odeszli.* Czy w końcu zrozumiesz że nie chce mieć nic z Tobą do czynienia.



-Laura Mario Marano jesteś mądrą dziewczyną i jestem pewny tego że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego że im bardziej mnie od siebie odpychasz tym bardziej Ciebie pragnę. * odparł ja buzowałam w środku. * I tak w końcu zrozumiesz że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. A i tu masz mój adres. * odparł podając mi kartkę. Puścił oczko do Van i odszedł. Van zaczęła głośnio wrzeszczeć. Drzeć się i szaleć. A ja myślałam tylko o tym jak nie zabić Rossa Lyncha..


 

 

Rozdział 7

 

Ross Lynch




Właśnie jechaliśmy do domu kiedy wyparowałem i przyznałem się do tego że Laura i ja bierzemy udział w tym ich konkursie muzycznym. Rydel która prowadziła samochód praktycznie zboczyła z drogi.



-Możesz normalnie prowadzić, bo zaraz ja wezmę kierownicę * odparłem do niej a ona zwolniła aż zatrzymała się na poboczu, wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami.



-Nie mogłeś jej tego powiedzieć kiedy wysiedlibyśmy bezpiecznie w domu?* zapytał mnie Rick a ja wywróciłem oczami. Wysiadłem i ja z samochodu a za mną Rocky.



-Rocky wsiądź powrotem do samochodu. * odparłem do niego.



-Nie, zacznijcie mnie traktować jak równemu sobie a nie jak dziecko 5 letnie.



-Rocky, ale to się nie tyczy Ciebie * odparłem patrząc na niego




-Tyczy się tyczy!!. Ross tłumaczyłam Ci że w tym roku chce spokój, nie chce pilnować ani Ciebie ani Ricka. Bo jako jedyny Rocky ma tutaj jakieś uczucia!! * odparła moja siostra



-Możesz się uspokoić?! * krzyknął na nią tym razem na nią Rick. Spojrzałem na nich obydwoje.* Ty przestań się przejmować nami, to potem nas laski wyzywają jak je opuszczamy po tym jak się prześpimy. A ty Ross przestań kłócić się z siostrą o to że przelecisz ją albo rozkochasz albo jedno albo drugie kurwa * odparł mój brat.



-Dobra spoko * odparłem patrząc na Rydel byłem pewny że ona w moich oczach widzi coś czego ja nie rozumiem.



-Pierwszy raz widzę żeby laska miała cię gdzieś* zaczęła się śmiać.




-No nie?, dlatego tak mnie fascynuję, dlatego tak chce ją poznać. Która laska nie jest zainteresowana mną?* Rydel mnie przytuliła a ja zaśmiałem się tuląc ją blisko do siebie.



-No nareszcie * odparł Rocky a my wszyscy zaśmialiśmy się. Wchodząc do domu szybko zdaliśmy w przejściu buty po czym jako pierwszy poszedłem pocałować w policzek moją mamę. Możesz oceniać mnie jako mami synka ale kocham tę kobietę mimo ciągłych przeprowadzek uważam że Stromy Lynch jest najlepszą najukochańszą matką, na świecie. Mimo że jestem jej adoptowanym synem.



-Taty nie ma? * zapytałem biorąc jabłko



-Nie, dzisiaj ma kolejny dyżur w szpitalu * odparła dając buziaka w usta Rydel. Rocky wraz z Rickiem zajęli już miejsca przy stole



-A ręce umyte? * zapytała mama kiedy obaj zmierzyli ją wzorkiem.



-Czy będzie tak zawsze? * zapytała teraz Rydel, patrząc jak łobuzy poszły myć ręce do łazienki.



-A ty Rossi nie idziesz myć rąk? * zapytała mnie mama. Mruknąłem coś pod nosem po czym poszedłem powolnym marszem za chłopakami.

 

Laura Marano




Kiedy pojawiłam się przed domem Lynchów dech po prostu zapierał na sam wygląd budynku. Co Ci ludzie zrobili z tą starą zardzewiałą chatą?. Teraz jest nowoczesna z różnymi instalacjami i tymi wszystkie gadżetami o których śnią wszyscy na świecie. Mają cholera kasę. No cóż trudno się dziwić. Mama jak i ich Ojciec są lekarzami. Cholernie dobrymi lekarzami. Nigdy nie siedzą w szpitalu zbyt długo w sensie że nie grzeją posady tylko się przemieszczają. Czy w tym roku w tym miejscu będzie to samo?. A może Rossa do piątku nie będzie?, ah to o czym marze jest takie nie realne i o tym doskonale wiem. Zadzwoniłam rozmarzona do dzwonka. Czekałam. Drzwi otworzyła mi ta śliczna blondyneczka w moim wieku.



-Cześć



-Cześć, przyszłam do Rossa jest? * zapytałam a jej zrzedła mina na mój widok, czy powiedziałam coś nie tak?



-Tak, tak  czyli kolejna która za nim lata…*westchnęła * wejdź, chłopcy!!! Ubierać się mamy gościa !!! * Weszłam za nią do domu, z nieco kwaśną miną, jako to kolejna?, a czy ja powiedziałam coś co by


sugerowało że jestem następna?.

 

-Na Rossa musisz poczekać, przyszła do niego * zaczął ten jedyny brunecik w rodzinie. Powiem szczerzę że był słodki naprawdę słodki i jakbym mogła wybrać z kim zaśpiewać piosenkę zdecydowanie wybrała bym bruneta. Tamci blondyni z tej jednej krwi nie zdecydowanie to babiarze nie warci idioci.



-Rozumiem, kandydatka na przyszłą dziewczynę… Laura…? * podłam dłoń a on wyciągnął swoją. Uśmiechając się do mnie szeroko.



-Wiesz co już Cię lubię * odparł do mnie brunecik * Rocky.



-Nie słuchaj on Cię kocha od pierwszego zobaczenia, Rick * odparł całując moją rękę. Jak tylko mogłam zabrałam od niego tą dłoń.



-Nie cierpię być całowana w dłoń * odparłam do niego * Mów do mnie Laura to wystarczy.




-nie ma problemu Lauro * odparł blondyn śmiejąc się. Czy jestem taka zabawna?



-Napijesz się czegoś?, nie słuchaj tego idioty. Rossowi nie powinno to zejść długo, skoro się z Tobą umówił.



-Aż taki słaby jest? * zapytałam i ugryzłam się w język. Rydel najpierw zmierzyła mnie wzorkiem a potem wybuchła śmiechem.




-Wiesz co lubię Cię, masz tą iskrę w sobie * odparła nalewając mi soku porzeczkowego i wręczając do ręki. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Kiedy w końcu Ross zszedł na dół z kimś o kogo bym tego się nie spodziewała. Była to śliczna utalentowana brunetka. Która nigdy nie potrzebowała pomocy. Przynajmniej ode mnie. Może nie byłam przystojnym blondynem o ciemnych oczach przystojnym jak diabli i do tego zbyt taki zadufany w sobie.



-O czym tak rozmawiacie? * zapytał schodząc ze schodów z dziewczyną.



-No na pewno nie o Tobie * odparłam a rodzeństwo znów się zaśmiało.



-Wiesz co, masz przychodzić do tego domu częściej Lauro * odparł Rick patrząc na mnie, spojrzałam się pytająco na Rydel.



-Rick, próbuje Ci wytłumaczyć że zdobyłaś serca Lynchów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz