Ross Lynch
Po seksie moja dziewczyna jak zawsze zasnęła ja natomiast oparłem
się o ścianę i spoglądając na gwiazdy na niebie przypominałem sobie Laurę.
Zawsze wchodziła w moją głowę wtedy kiedy miała totalny zakaz. Zacząłem się
śmiać i to głośno nie wiem jakim cudem Jaz tego nie słyszała. Podeszła nawalona
do mnie i do przyjaciół mojej dziewczyny. Zmierzyła ją wzorkiem który mógł
określić tylko jedno spierdalaj mała. Ale ona wolała ją określić jako sukę i
nazwała nudziarzy Jaz i wrednymi skurwysynami. Po czym tak po prostu wzięła
mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Z
nami zawsze tak było nigdy się to nie zmieniło. Nawet po takiej długiej
przerwie. Laura i ja zawsze na zawsze nie rozdzieleni przyjaciele. Jedynie co
działało mi na nerwy to to że kiedy była blisko myślałem tylko nad tym by ją
pocałować w usta. I nagle sama to wypaliła a ja jedyne co mogłem zrobić to milczeć
milczeć i nie odezwać się że też tego chce.
-Ross ?
-Tak?
-Myślisz o niej?
-nie * odparłem szybko całując jej usta od 3 lat kłamałem ją. Ale co mogłem, miałem powiedzieć że od 3 lat w mojej głowie jest tylko jedna myśl ,,Laura ‘’ i nic więcej?, przecież tym oświadczeniem zabił bym moją dziewczynę. Ona oczywiście nie podłapała tego że kłamałem odwzajemniła pocałunek by wtulić się we mnie i zasnąć na powrót….
Laura Marano
Żegnając się z Matteo wiedziałam że następnym razem będziemy
widzieć się za dwa miesiące podczas ślubu Delly. Nie cieszyła mnie ta myśl.
Dlatego idąc na pierwsze wykłady w poniedziałek rano nie słyszałam jak owa
osoba mnie woła. Może i nawet lepiej?
-Cześć, biegnę krzyczę a ty dalej nie słyszysz.
-Cześć?, znamy się? * odparłam patrząc na nią a potem idąc
dalej przed siebie.
-Możemy pogadać.
-Nie, spieszę się na zajęcia.
-Proszę Cię chce pogadać.
-Nie
-Laura!, ja nie odpuszczę wiem doskonale że Raini, Calumowi, Olivii, Mai, Ellowi i Van też nie chciałaś wybaczyć. * Stanęłam w miejscu. Tego
nie kojarzyłam.
-Co?
-Ty nie pamiętasz * oparła jakby radosna i przerażona *
Wielki boże jest tyle do opowiedzenia.
-Lepiej się
-Nie wolno poganiać kobiety w ciąży.
-Ok co chcesz?
-Pogadać na spokojnie * odparła, a ja zerknęłam na zegarek.
Najbliższe zajęcia z 30 minut.
-Masz 30 minut.
-Ok, ok starczy chodź usiąść na ławce.
-Ok * odparłam idąc za nią. Usiadłyśmy od siebie jakieś poł
metra by patrzeć na siebie nawzajem.
-Ok wiec opowiadam. Kiedy odeszliśmy nie było z Tobą kontaktu.
A nikt nie zwracał na Ciebie uwagi. Wszyscy zajęli się swoim życiem.
-Czemu mieli by tracić czas na mnie?
-Najbardziej przeżyłaś nasz wyjazd.
-Co?
-Tak, najbardziej niestety ja też głupia się do Ciebie nie
odezwałam. Pisałam z resztą, stąd wiem że było ciężko. Najtrudniej było Ci się
pogodzić z Vanessą.
-Z Van.
-Tak cud że jesteście razem na studiach.
-Delly nie rozumiem jednego..>?
-To pozwól że ci wytłumaczę.
-Dlaczego mnie unikaliście?, co ja wam zrobiłam?
-Miałaś specyficzną wieź z jednym z moich braci.
-Z Rossem?, ale ponoć zawsze tak było.
-Ponoć?!, od pierwszej chwili jak się poznaliście
wierzyliśmy że z wami będzie największy problem. Nie dowiedziałaś się jako
jedyna że wyjeżdżamy po zakończeniu roku szkolnego.
-Nie wierze.
-Naprawdę. I do Ciebie było mi naprawdę najciężej się
odezwać nie potrafiłam.
-Wiesz, nie mam teraz do Ciebie żalu.
-Wiem, ale mimo wszystko chce przeprosić.
-Za co?
-Za to że odeszliśmy, za to że nie odezwałam się, za to że
nie dowiedziałaś się ode mnie od Ciąży. Za wszystko.
-Doskonale wiesz że Ci wybaczam.
-Wiem * odparła przez łzy a ja mocno ją do siebie
przytuliłam. Obie zaczęłyśmy płakać. * A Lee zabije to ja miałam Ci powiedzieć
że zostaniesz ciocią * zaśmiałam się przez łzy. Nareszcie czułam się tak jak
powinnam szczęśliwa. Szczęśliwa że nikt mnie nie okłamuje. Szczęśliwa że znam
prawdę.